Słodko-gorzki pojedynek zwany Fortissimo
Zmagania uczestników kultowego, odbywającego się w Warszawie co 5 lat Konkursu Chopinowskiego to wdzięczny temat na spektakl. Międzynarodowa publiczność patrzy na zmagania młodych i obiecujących pianistów z całego świata, którzy w pięknych sukniach i marynarkach w pocie czoła wykonują utwory Fryderyka Chopina, aby wygrać konkurs i zapewnić sobie drogę do kariery.
Tak właśnie zaczyna się spektakl studentów AST w Krakowie w reż. Marcina Libry – pięknie ubrani pianiści krzepko wchodzą na scenę i za pomocą rozmaitych gestów i póz pokazują swoje zmagania. Ruch sceniczny i gra aktorska to w tym przypadku ważne aspekty, bowiem obie te kwestie w spektaklu Fortissimo można ocenić pozytywnie. Wiele scen robi wrażenie swoją widowiskową i dobrze przemyślaną choreografią oraz pomysłową oprawą muzyczną. Kreacje aktorskie, mimo że czasem zbyt schematyczne, ogólnie robią dobre wrażenie. Najbardziej w oczy rzuca się fakt, że zespół aktorski składa się z młodych, pełnych pasji i energii ludzi, którzy dobrze czują się ze sobą na scenie.
Dobre współgranie aktorów wybrzmiewa zwłaszcza w licznych, świetnie zagranych scenach komediowych. Spektakl Libry dobrze sprawdza się bowiem jako komedia z przewijającymi się tylko od czasu do czasu poważniejszymi tonami. I jest to chyba najbardziej problematyczny aspekt tego przedstawienia, ponieważ jego poważna tematyka związana z nadludzkim wysiłkiem i licznymi porażkami zasługiwałaby na bardziej brutalne odzwierciedlenie (które zresztą w polskim teatrze nie należy do rzadkości). W przedstawieniu AST przedstawiane co chwilę fragmenty epatujące tragizmem są jednak skutecznie zagłuszane przez wdzierające się zewsząd soczyste żarty. Nie wiem, czy o to chodziło reżyserowi.
Słabością Fortissimo jest także skupienie się na zbyt wielu wątkach jednocześnie (zmęczenie fizyczne i psychiczne uczestników konkursu, ubóstwo, wyśmiewanie się nawzajem, konkurencja itd.), a jednocześnie ciągłe nawiązywanie bohaterów do tej samej problematyki. Takie gonienie wielu króliczków na raz ma odzwierciedlenie w kulejącej kompozycji i nieco przydługawym czasie trwania spektaklu.
W spektaklu można natrafić na liczne odniesienia do silnie związanych z polską kulturą motywów, które zapewne dla znacznej większości międzynarodowej publiczności festiwalu Encounter są niezrozumiałe. Chopin mówiący, że nie ma serca (faktycznie zostało ono bowiem po jego śmierci wyjęte i wmurowane w jeden z filarów kościoła św. Krzyża w Warszawie), wielokrotne nawiązania do słynnego pomnika Chopina w warszawskich Łazienkach czy wspomnienie o wedlowskiej czekoladzie to tylko niektóre z nich. W sztuce tu i tam pojawiają się także (czasem dość wymyślne) polskie wulgaryzmy, które czasem ciężko przetłumaczyć na język angielskich napisów tak, żeby wybrzmiały one równie zgrabnie co w oryginale. Gdyby nie bariera językowa, być może brneńska publiczność jeszcze bardziej doceniłaby ten spektakl, chociaż z moich obserwacji wynika, że i bez tego była z widowiska zadowolona.